Historia ma swój wymiar obiektywny i jednoznaczny. Nie wolno nam zakłamywać historii, ani jej zaprzeczać. Nie będziemy naszej historii pisać od nowa. Zbliża się 11 listopada, a więc dzień, w którym świętujemy odzyskanie przez Rzeczpospolitą niepodległości po trwającej ponad wiek niewoli. Wśród zdarzeń i zjawisk, które temu doniosłemu wydarzeniu towarzyszyły, wypada wspomnieć ojców założycieli tejże niepodległości.
Byli nimi Piłsudski, Dmowski i Paderewski.
Spośród owej trójki jedynie ostatni nie budzi żadnych wątpliwości, może dlatego, że w 22 roku wyjechał do Stanów koncertować, bo przecież był pianistą. Wspomnieć o tym wypada, bo pozostali kontrowersje budzą. Piłsudski budzi ze względu na zamach majowy i Berezę Kartuską, a Dmowski, bo okazał się twórcą nacjonalizmu i teoretykiem antysemityzmu politycznego.
Nie nam jednak pisać historię, która jest dana raz na zawsze, z całym bagażem kontrowersji, wstydu i hańby, upokorzeń i traum. Historię próbują pisać architekci zbiorowej pamięci, którzy w imię szaleńczych ideologii chcą zawładnąć wspólną przeszłością i wspólną pamięcią po to, by rządzić naszą przyszłością. Łatwo wymazać z tej pamięci różne postaci, a w ich miejsce wcisnąć inne. Okazuje się przykładowo, że to nie Wałęsa obalał komunę, tylko Kaczyński. Przeciwnicy polityczni i krytycy obecnego reżimu są deprecjonowani i odmawia się im udziału we wzniosłych czynach, zmieniających bieg historii. Zamiast Kuronia, Modzelewskiego, Mazowieckiego, Geremka, Michnika, Frasyniuka, mamy dziś na piedestale w nowo konstruowanej wizji historycznej Kaczyńskiego, Kaczyńskiego i Kaczyńskiego. I żołnierzy wyklętych. A przecież wiemy, że to historii zakłamywanie.
Czy zatem nie stajemy w jednym szeregu z propagandystami obozu władzy, kiedy chcemy udawać, że Dmowskiego nie było na Kongresie Wersalskim, i kiedy zapominamy, że podczas tej konferencji pokojowej, na której ważyły się losy ojczyzny, dokonał rzeczy wielkiej?
Czy naprawdę chcemy go wymazać z pamięci zbiorowej w tym dziejowym momencie wobec jego późniejszych przewin i niegodziwych czynów? W takim razie wymarzmy również Piłsudskiego, bo uczynił zamach na młodą demokrację!
Nasza historia jest, jaka jest, kulawa, pełna wzlotów i upadków. Nie ma co ukrywać, że II RP nie za bardzo nam się udała, także za sprawą Dmowskiego, który ją psuł, zalewając nacjonalistyczną ohydą. Ale na jej początku – obiektywnie rzecz ujmując – w tej jednej chwili spisał się na medal. I to również jemu pośród całej wymienionej trójki zawdzięczamy tę niepodległość, którą będziemy 11 listopada świętować. Warto zatem o nim wspomnieć, choćby dlatego, żeby wspomnienie to niosło nam lekcję historii, i było ostrzeżeniem przed meandrami politycznymi i przed ideologią, której był twórcą.
Wszak znacznie późniejszy, powojenny Komitet Obrony Robotników z lat 70. ma wśród swoich twórców także Antoniego Macierewicza. Czy dlatego, że jego obecna aktywność polityczna, począwszy od przełomu 89 jest karygodna i szkodliwa, mamy go wymazać z grona twórców KOR-u? Udawać, że go tam wówczas nie było?
Nasi KODerzy mają za złe, że na plakatach zachęcających do udziału w Marszu KOD Niepodległości – obok Piłsudskiego i Paderewskiego – umieściliśmy także Dmowskiego. Umieściliśmy go dla rzetelności historycznej, a nie dlatego, że chcemy go uczynić naszym patronem! Naszym patronem jest Władysław Bartoszewski. Patronem naszego Marszu jest Gabriel Narutowicz. Kłopot polega na tym, że ani jeden, ani drugi nie byli twórcami II Rzeczpospolitej. A jednym ze współtwórców był właśnie Dmowski.
Postać, trudno zaprzeczyć, fatalna, ale w tamtym momencie dziejowym – ważna. KOD nie będzie pisał historii od nowa. Polska jest jaka jest, z historią wypada się pogodzić. Dla dobrego samopoczucia nie da się tej historii dosładzać. Zmieniać chcemy teraźniejszość, by żyć w lepszej przyszłości.
Nie upodabniajmy się do autorów pisowskich podręczników historii. Polska historia ma niejedną twarz, ma twarze szlachetne i godne szacunku, ale ma też nacjonalistyczną gębę. I podobnie jest dziś.