Oba systemy totalitarne są w polskim prawodawstwie penalizowane, a ich propagowanie – zabronione. Dotyczy to jednak zwłaszcza symboliki, a więc naskórkowych odprysków wspomnieniowych, nie zaś – jak się przekonujemy – samej istoty. Wystarczy nie nazywać, by z powodzeniem system taki wdrożyć. Coś ostatnimi czasy pękło, bo oto zwolennicy dobrej zmiany już sobie uświadamiają, czym trąci ustrój Kaczyńskiego, lecz mimo to wcale go nie piętnują. Etykieta zatem „faszyzmu” nie ma dla nich waloru awersyjnego, bo przeciwstawiając jej rzekome „patologie i oszustwa” drugiej strony, decydują się wesprzeć swojego wodza z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Zresztą, bolszewizm (stalinizm, komunizm, system Peerelu) był w jakiś sposób symetryczny wobec faszyzmu (nazizmu). Najlepszym przykładem historycznego porozumienia obu potworności jest choćby pakt Ribbentrop – Mołotow. Różnice? Faszyzm szedł pod rękę z kościołem, na paskach oprawców widniało hasło „Gott mit uns!”, a biskupi niemieccy szczodrze kropili armię nazistowską, co mamy udokumentowane na zdjęciach z epoki. Bolszewizm co do zasady był przeciwny cerkwi i ją tępił zgodnie z doktryną marksistowską, wszelako obecnie cerkiew wspiera Putina, więc nie jest ów rozdział traktowany ortodoksyjnie.
Drugim rozróżnieniem między oboma totalitaryzmami są ich „dokonania”, a więc fakt, że bolszewizm nie ma nic wspólnego z Holokaustem, tak jak nazizm nie ma nic wspólnego z ludobójstwem Stalina (słynna historia przerzucania się odpowiedzialnością za zbrodnię katyńską). W doktrynie nazistowskiej Żydzi potraktowani zostali jako główne zło do eksterminacji, zaś w rewolucji bolszewickiej traktowani byli – ale tylko początkowo – jako jako czynnik sprawczy (Karol Marks, Róża Luksemburg, Lejba Trocki). Potem się komunistom odmieniło i jednym z przykładów tego jest Marzec 68 roku, a wcześniej Pogrom Kielecki.
Trzeba przyznać, że z tej perspektywy Kaczyński nie ma krwi na rękach, bo żadnych zbrodni się nie dopuścił. Przyrównanie zatem ma – z tej przyczyny – charakter pewnego nadużycia. Niemniej, pamiętając hasło z Treblinki „Nigdy więcej!” jesteśmy usprawiedliwieni, gdyż przyrównując, nawet zaocznie, stosujemy rodzaj prewencji. Gdyby Roman Dmowski, twórca przedwojennego antysemityzmu politycznego, wiedział, czym prześmierdnie jego doktryna, zapewne byłoby mu co najmniej wstyd. No, ale wojny nie dożył, dożyła jego apologetka, Zofia Kossak-Szczucka, więc zweryfikowała swoje poglądy i zaangażowała się w Żegotę…
Marek Edelman mawiał: „Jak się przyglądasz złu i odwracasz głowę, albo nie pomagasz, kiedy możesz pomóc, to stajesz się współodpowiedzialny. Bo twoje odwrócenie głowy pomaga tym, którzy dopuszczają się zła”.
Czy ludzie w Polsce łakną faszyzmu? Zapewne niektórzy. Łakną „rządów silnej ręki”, żeby ktoś nimi pokierował, zarządził, zaopiekował się nimi, wskazał, którędy podążać, a nade wszystko powiedział, kto jest wrogiem? W tym kontekście polecam wypowiedź prof. Andrzeja Ledera o rewolucji Jarosława Kaczyńskiego.
W czym obie doktryny, bolszewicka i faszystowska, są do siebie podobne? To na pewno autorytaryzm w stylu wodzowskim (Stalin, Hitler, Orban, Putin, Erdogan, Kaczyński, Łukaszenka, a ostatnio nawet Trump). Na pewno militaryzm (Obrona Terytorialna Macierewicza!). A dalej: pełna kontrola partii rządzącej (PiS, NSDAP, PZPR, KPZR) nad dużą częścią aspektów życia społecznego i gospodarczego; gospodarczy etatyzm oraz korporacjonizm. Oraz (wbrew pierwotnej doktrynie marksistowskiego internacjonalizmu) nacjonalizm, a w skrajnych przypadkach szowinizm i rasizm. No, i zakusy imperialistyczne (Kaczyńskiego projekt „Trójmorza”).
Szanowni Państwo,
mamy przełom lipca i sierpnia, więc zazwyczaj sezon urlopowy i wakacje. Z tym, że od kiedy instaluje się dyktatura w Polsce, nic nie dzieje się trybem rutynowym. Nie ma żadnego trybu. Trwa rewolucja. Kaczyński spieprzył nam wszystkim wakacje. Spieprzył jedne święta, i drugie, i trzecie, spieprzy kolejne. I wakacje też. W nocy nie śpimy, bo toczy obrady obłąkany parlament. W sobotę i w niedzielę nie chodzimy na spacer, tylko na pikiety, kartoniady, manifestacje.
1 sierpnia obchodzić będziemy rocznicę wybuchu powstania warszawskiego. Kiedy żyli Marek Edelman z Władysławem Bartoszewskim to jakoś było oczywiste, że Warszawa miała podczas okupacji dwa powstania. Pierwsze było w getcie, w 43 roku. 19 kwietnia byliśmy pod Pomnikiem Bohaterów Getta.
Akurat tego dnia Donald Tusk przyjechał do stolicy, wezwany przez pisowską prokuraturę. Teraz będzie po raz drugi, 3 sierpnia. Przespacerujemy wraz z nim tłumnie ulicą Rakowiecką na warszawskim Mokotowie. Tam stało kino Moskwa ze słynnym zdjęciem „Czas Apokalipsy” Chrisa Niedenthala z czołgiem w stanie wojennym. Jest tam areszt, w którym dokonywano egzekucji. I obecnie też królestwo Błaszczaka.
10 sierpnia wraz z Obywatelami RP będziemy na Krakowskim Przedmieściu naprzeciw naszego ciemiężcy, który za wszelką cenę usiłuje zrujnować nam życie. Kaczyński będzie odprawiał swoją comiesięczną czarną mszę, a my będziemy się modlić, by dobry Bóg nas od niego wybawił.
Zieloni będą mieli 2 sierpnia proces za rzekome zbezczeszczenie symbolu Polski Walczącej, który został zacytowany w obronie Puszczy. Oczywiście, symbol taki wydziergany na żulu i jego obrzyganej koszulce jest w stosownym miejscu, zdaniem nacjonalistów i współczesnych żołnierzy wyklętych spod żylety.
Cóż, w ten najgorszy skwar przyjdzie nam tkwić na ulicach, za to w jakże szlachetnym towarzystwie „mord zdradzieckich i kanalii”. Będziemy bronić sądów. Duda już się łamie, coś pęka i kruszeje w obozie rządzącym. Czyżby nasza przepowiednia, że oto #PiSsięKończy właśnie zaczęła się sprawdzać?
I jeszcze jedno: pani Krystyna Pawłowicz poskarżyła się jakiejś pisowskiej gadzinówce, że otrzymuje pogróżki „będziesz wisieć!” No, droga pani, to widocznie od swoich, bo my jesteśmy wspólnotą cywilizowaną i – nie wiem, czy to coś pani mówi – europejską, więc brzydzi nas przemoc. Musiała pani czymś podpaść najwidoczniej ludowi smoleńskiemu.
Drodzy Państwo, do zobaczenia na ulicy, na najbliższej pikiecie! Jestem na ogół tam, gdzie Mateusz Kijowski, ot, choćby wczoraj na kartoniadzie.